Dlaczego sobie to zrobiłaś? Pytam siebie a potem po kawałku koryguję sposób myślenia, owijam drucikiem jak gałązkę bonsai i wyginam.
Odpowiedzią na to, jakże bardzo w moim klimacie zadane, pytanie jest „ponieważ nie czułam się dziś specjalnie produktywną jednostką społeczną”. A ponieważ terapia to trochę moja praca od tych kilku lat to sięgnęłam ręką głęboko i zanurzyłam ją w miękkie, lepkie błotko Czarnych Oceanów.
Po cześci patrze z boku na ten sposób myślenia „po co sobie to robisz czytając”. I oczywiście fiksuję się nad pozorną wszechpoteżnością tego, że mogłam przecież sobie tego nie robić… tylko że mój mózg i tak procesuje przeszłe wydarzenia, nawet bez oglądania cudzych perspektyw na nie, bez znania wszystkich faktów, choćby i w subiektywny sposób przedstawionych… a więc wystawiam się na więcej informacji żeby odblokować części w moim mózgu, żeby wyjąć z pamięci momenty kiedy miałam najtrudniejsze epizody w swoim życiu i nałożyć je na siatkę zdarzeń, które działy się wtedy wokół mnie.
Nie pamiętam zbyt wiele. Zastanawiam się jak to możliwe, że nie pamiętam dziadka na szeherezady.
Pamiętam babcię i jeżdżenie do niej. Z liceum.
Kawałki życia jak puzzle ze mgły. Gdy je chwytam rozwiewają się.
Jakaś część mnie chce wyciągnąć rękę do osób, z którymi miałam kontakt wtedy.
Duża cześć mnie pyta – po co chcesz im to robić, po co rozdrapywać stare rany. Oni już pewnie wszyscy zdążyli jakoś to przerobić i zapomnieć. Jakim prawem.
Nie wiem.